.
O paleniu papierosów Ziemniak Marcel wiedział niewiele – w głowie coraz bardziej zacierało się jedyne i mgliste wspomnienie pana Tadzia z Tesco, który z szlugiem wiecznie wpakowanym w nabrzmiałą od wódki gębę, codziennie rano ustawiał kuwety z kartoflami.
Dwudziestego czwartego kwietnia, kiedy słońce zrzucało na miasto całe fale upału, Ziemniak Marcel i pozostali mieszkańcy kuchni Nowaków, poznali tytoniowy nałóg. Poznali też przedsmak romansu.
Żarówka w suficie dokonała żywota dzień wcześniej i – jako, że pan Nowak pozostawał właśnie w służbowej podróży – do jej wkręcenia wezwano specjalistę: Pana od Żarówek.
- No, strzeliło. Wystarczy wykręcić i wkręcić. To będzie pięćdziesiąt złotych, straszne korki dzisiaj – rzekł Pan od Żarówek.
- O ja! – Wiktorek Nowak dał upust swemu podziwowi, kiedy Pan od Żarówek wszedł na taboret i podniósł ręce. W tej samej chwili oczom wszystkich ukazał się wąski pas dolnej części pleców, pokryty gęstą szczeciną, w której perlił się pot.
- Mamo, zobacz, ten pan ma włosy na plec…
- Wiktor! – ofuknęła go pani Nowak. – Idź do pokoju i poczytaj komiks!
- Ale ja nie mam żadnego komiksu.
- To idź i poczytaj cokolwiek.
- Ale ja nie mam żadnego cokolwieka.
Wiktor dostał klapsa w przypominający arbuz tyłek i ze spuszczoną głową pomaszerował do pokoju.
Wąski pas ciała Pana od Żarówek od dołu przecinała czarna linia, przez znawców tematu nazywana „zemstą hydraulika”. Przedstawiała fragment części ciała, o której autor nie wspomni z uwagi na wysoki poziom kulturalny niniejszej strony.
- Patrzcie! Zemsta hydraulika! – wrzasnął z uciechą Największy Słoik na Świecie Dżon.
- Psst! – uciszył go Czajnik Roman, ale Pan od Żarówek usłyszał wypowiedź Dżona i odwrócił się niespokojnie.
Niczym w zwolnionym fragmencie sensacyjnego filmu, oczom mieszkańców kuchni ukazało się tępe oblicze fachowca – rozbiegany wzrok, wścieklebordowa kichawa i wystający z kącika ust pet.
- Że co? – zapytał Pan od Żarówek.
- To za oknem – uspokajała pani Nowak. – Proszę zmieniać dalej.
- Aha… - odparł Pan od Żarówek i w tej samej chwili szlug wysunął mu się z ust.
Gdyby Romert Zemeckis, kręcąc Forresta Gumpa, znał trajektorię lotu peta z ust Pana od Żarówek, do pierwszej sceny nie zatrudniłby lecącego piórka. Szlug szybował z gracją i kobiecym taktem, kładł się na powietrznych prądach i poddawał sile grawitacji. Na terakocie wylądował delikatnie, z klasą i od razu się przedstawił. Właściwie, przedstawiła:
- Katarzyna – rzekł szlug. – Fajka Katarzyna.
- Marcel – odparł nasz bohater, wysuwając się ostrożnie zza szafki i stosując najbardziej szarmanckie spojrzenie jakie posiadał w swoim szerokim wachlarzu spojrzeń. – Ziemniak Marcel. Co tu robisz, fajko?
- A, wypadłam z ryja temu bęcwałowi – wskazała filtrem olbrzymią postać sapiącą przy wykręcaniu żarówki. – Straszny typ, poci się jak knur i puszcza cuchnące bą…
- Rzeczywiście – przerwał jej Marcel. – to niegodne tak pięknej fajki jak ty, Katarzyno.
Katarzyna, uraczona tak miłym komplementem, zapłonęła ze wstydu i wypaliła się do końca, zostawiając po sobie pusty filtr, trochę dymu i ckliwe wspomnienia.
.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
No wzruszyło mnie to do łez !!!
pikne!
Prześlij komentarz