Ziemniak Marcel i Bachu

.
Ludzie dzielą się na tych, których spotkał zaszczyt dostania od Bacha po gębie i tych, którzy dopiero tego zaszczytu dostąpią.

Bachu bowiem – będąc jednocześnie osobą pogodną, dobrą i nad wyraz przyjacielską – prał się często i we wspaniałym stylu. Niektórzy z najstarszych Rosjan powiadają, iż Bachu prał się z niespotykaną wśród innych ludzi finezją. Ba! Znaleźliby się Eskimosi, którzy z dziada pradziada przekazują sobie odwieczne prawidło brzmiące: „Bachu prał się zawodowo i z klasą!”. Nie będziemy dłużej wymieniać tu prastarych bajań i przekazów, które potwierdzają tylko tę samą i znaną wszystkim maksymę: „Bachu prał się ślicznie, a jego kunszt w tej dziedzinie pozostanie znany na wieki”.

Kiedy pewnego ślicznego czerwcowego popołudnia, rozmowa w kuchni Nowaków zahaczyła akurat o temat umiejętności Bacha, Solniczka Jadwiga rozmarzonym wzrokiem spojrzała za okno i rzekła:

- Dostać od Bacha łomot, to jakby skraść buziaka Goergowi Clooney’owi!

- To jak pójść na studniówkę z Miss World! – zawtórował Czajnik Roman i na dowód prawdziwości swoich słów zagwizdał donośnie.

- Dostać od Bacha po pysku, to jak dostać w spadku działkę na księżycu, to jak żyć wiecznie, to jak…

- Nie! – przerwał im Dżon, Największy Słoik na Świecie. – Tego nie da się porównać z niczym, drodzy państwo. Absolutnie z niczym.

Jakże pokręcone i tajemnicze są ścieżki, którymi chadza Los i zgraja jego Przypadków! Oto bowiem, po tych znamiennych słowach Największego Słoika na Świecie, do kuchni Nowaków wszedł nie kto inny, jak właśnie Bachu.

- Który to Ziemniak Marcel?! – zapytał, prężąc muskularne ramię.

Mieszkańcy kuchni otworzyli buzie i wpatrywali się w swojego idola.

Kark Bacha mógłby zawstydzić niejednego byka, klatka piersiowa była wielka jak dwie mrożone pizze Dr Oetkera, a jego ręce Bóg stworzył chyba, by kruszyły beton. Spozierał na kuchnię wzrokiem, z którego nawet Sherlock Holmes nie dałby rady nic wyczytać i zapewne ten znany cwaniak od Conan Doyle’a rzuciłby się potem z okna, pełen rozpaczy i żalu nad brakiem talentu detektywistycznego. Bachu stał w kuchni niczym odwrócona wieża Eiffla i czekał.
Nie czekał długo.

- Ja! – wrzasnęła Solniczka Jadwiga. – To ja jestem Marcel. Uderz mnie, pobij! Skrusz na kawałeczki, odkręć, rzuć o ścianę, stłamś!

- Nie, to ja! – krzyknął podniecony Czajnik Roman. – To ja jestem Marcel. Weź mnie i oskrob! Włóż paluch przez dziubek i wybebesz! Podgrzewaj przez tydzień na wolnym ogniu, zgnieć, zniszcz!

- Nie wierz im! – warknął Dżon, Największy Słoik na Świecie. – To ja jestem Marcel! Błagam, to mnie zbij na kwaśny słoik, zrób ze mnie szklaną marmoladę, nalej wody i zmroź! Niech pęknę w twych dłoniach!

- Dobra, bez jaj – Ziemniak Marcel wykulał się zza szafki. – To ja jestem Ziemniak Marcel.

- To ty? – upewnił się jeszcze Bachu.

- Tak. Co chcesz mi zrobić?

- Nie masz pożyczyć dziesięć groszy? Kupuję w spożywczaku prezent dla kuzynki i mi brakło. Zaraz oddam.

- YYyyy.. jasne – Ziemniak Marcel wręczył Bachowi dziesięć groszy.

Bachu wyszedł, lecz po niedługim czasie wrócił i oddał pieniądze. Potem długo jeszcze siedział z mieszkańcami kuchni i niestety nikogo nie pobił, ale w zamian dużo się uśmiechał.
Bo taki już był z niego Bachu.
.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No to sobie poprawiłam dzisiaj humorek. I chyba zostanę fanką Bacha... Pozdrawiam

Jakub Małecki pisze...

Zostać fanką Bacha to obowiązek każdej szanującej się kobiety. Bachu jest bowiem postacią nietuzinkową. I ma Freddy'ego Kruegera na plecach. W planach laleczka Chucky. Fajny jest też George Clooney, ale Bachu lepszy.