.
Stało się razu pewnego, że Solniczka Jadwiga zgubiła zakrętkę. Wierciła się przez sen i odkręciła się zupełnie niechcący, zakrętka zaś poturlała się w nieznane miejsce.
O poranku wszczęto więc alarm. Odsłonięto żaluzje, zapalono światło i każdy mieszkaniec kuchni rozpoczął gorączkowe poszukiwania zaginionej części Jadwigi. Do poszukiwań nie przyłączył się jedynie Chlebak Wojciech, który zamiast tego, deklamował w tym czasie poezję Szymborskiej.
Efekty poszukiwań były z początku wyjątkowo marne. Za szafkami, gdzie gniazdko mościł sobie Ziemniak Marcel, nic. Na półkach, gdzie rezydował Dżon Największy Słoik na Świecie, nic. Na kuchence i wokół niej, czyli na terytorium Czajnika Romana, nic. Sama Jadwiga, jak w amoku, przeczesywała blaty kolejnych mebli. Nic.
Dopiero po czterech godzinach, trzydziestu siedmiu minutach i jedenastu sekundach, znaleziono zgubę. Leżała niedaleko legowiska Jadwigi, schowana za prostopadłościennym pudełkiem na cukier, ukryta w cieniu wiszącej szafki.
- No wiecie co! – gdyby tylko Solniczka Jadwiga posiadała zęby, z pewnością nie zawahałaby się w tym momencie nimi zazgrzytać. – Powinno tu być trochę jaśniej! To głupie oświetlenie nawet nie pozwala znaleźć zakrętki, i to w tak dramatycznej chwili!
Rzeczywiście, sytuacja była niedopuszczalna.
- Ale co my na to poradzimy? – westchnął Czajnik Roman. – Przecież nie my wymyśliliśmy żarówkę.
- A kto za tym stoi? – dopytywała się Jadwiga.
- Tomek Edison – włączył się Dżon, Największy Słoik na Świecie. – To on wynalazł żarówkę.
- Kurczę, co za człowiek! – pomstowała Jadwiga. – Czy nie mógł wymyślić, żeby wszystkie żarówki były takie podłużne, długie na metr i na przykład… i na przykład zakończone taką dużą kulką, któryby wszystko dokładnie oświetlała? Wtedy nikt by niczego nie gubił!
- Przecież istnieją chyba podłużne żarówki, nie? – wtrącił Marcel, wylegujący się za szafką, odpoczywając po żmudnych poszukiwaniach.
- Może i są! – wściekała się Solniczka. – Ale powinno być tak, żeby wszystkie zarówki były takie, jak mówię!
Zapadła cisza, przerywana mamrotaniem Chlebaka Wojciecha. Teraz, po zaliczeniu Miłosza i Herberta, deklamował już jakichś niemieckich poetów.
- Jest na to rada – rzekł Ziemniak Marcel.
No i rzeczywiście, była. A wiązała się ściśle z postacią Chlebaka Wojciecha. Nie od dziś wiadomo przecież, że nietuzinkową umiejętnością Wojciecha, było przenoszenie w czasie.
- Należy po prostu wybrać się do tego Tomka Edisona.
Nie upłynął kwadrans, a Marcel, odprowadzany zachęcającymi okrzykami kolegów, wybrał się.
Wrócił jakieś dwie godziny później.
- Macie pozdrowienia od Tomka – powiedział z szerokim uśmiechem i dumnie wskazał na wiszącą pod sufitem żarówkę.
Była podłużna, długa na metr i zakończona dużą kulką, która wszystko dokładnie oświetlała.
.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz