Ziemniak Marcel w obronie fok

.
Ziemniak Marcel nigdy nie widział foki. Ani jednej.
Często lubił zaś wyobrażać sobie te zwierzęta, marzył o tym, że pływa razem z nimi pod grubą taflą lodu, imaginował jak wspaniale byłoby skakać na główkę do perfekcyjnie okrągłych przerębli, ganiać się po śniegu, lepić bałwany, tarzać w mroźnym białym puchu, a wszystko to w towarzystwie fok.

Trudno więc wyobrazić sobie zdziwienie i rozpacz naszego bohatera podczas pewnego ranka, kiedy to Nowakowa zabrała się do sporządzania gulaszu.

Gospodyni włączyła radio, które najpierw zarzęziło głosem jakiegoś nieznanego wokalisty, potem przekonało do niesamowitej i absolutnie wyjątkowej oferty kredytowej Wyrżnijnas Banku, by następnie poinformować o krwawej rzezi fok w miejscowości Pawłokom. Liczba zabitych fok przekraczała pół tysiąca.

Informacja o tym dramacie zmroziła mieszkańców kuchni: Solniczka Jadwiga zupełnie zakręciła się w sobie, Czajnik Roman niemal wrzał ze złości (kilkakrotnie wyraził też sąd, że w sprawę z całą pewnością zamieszany jest Robert de Niro), nawet największy Słoik Na Świecie, Dżon, wydawał się być tą wiadomością lekko zdruzgotany. Tylko Chlebak Wojciech zaczął śmiać się, rechtać i wyć z radości, natomiast – jak się później okazało – był to śmiech usprawiedliwiony – Wojciech był bowiem święcie przekonany, iż słuchał najnowszej audycji Lata z Radiem.

Nowakowa sporządziła gulasz (Czajnik Roman niezwykle ucieszył się, kiedy poplamiła nim sobie spodnie), po czym opuściła kuchnię by nakarmić męża Tolka i małego Wiktorka, którego mieszkańcy kuchni nazywali od jakiegoś czasu Jamochłonem.

Nowakowa poszła, ale dramat ginących fok pozostał. W kuchni głowiono się nad tym, wśród dobiegających z dziennego pokoju odgłosów demonicznego mlaskania i upiornego zgrzytania sztućcami o talerze. Triumfator w pożeraniu obiadu na czas, Wiktorek alias Jamochłon, beknął potężnie. Jeden z kieliszków, wprawiony w rezonans, pękł w szafce.

- Myślicie, że możemy im pomóc? – zapytał Ziemniak Marcel wyturlawszy się zza szafki.

- Komu?

- Fokom.

- Przecież nie żyją – skwitowała ponuro Solniczka Jadwiga.

- Za późno – przytaknął Czajnik Roman.

- Stałe oprocentowanie jest znacznie wyższe niż to oparte na Wiborze – wtrącił się Chlebak Wojciech, po raz pierwszy ujawniając swoją finansową wiedzę.

- Myślę, że na nic nie jest jeszcze za późno, odkąd macie jego – Największy Słoik Dżon wskazał na Wojciecha, który po wygłoszonym zdaniu zdążył już zasnąć i majaczyć.

- Czyli? – zapytał Roman.

- Chyba wiem, co masz na myśli, Dżon – Ziemniak Marcel uśmiechnął się chytrze, a w jego dużym oku błysnęło.

***
Dwadzieścia minut później, poproszono o pomoc Chlebaka Wojciecha, który na pytanie, czy przetransportuje Marcela w przeszłość, opowiedział o swojej kolekcji motyli, o tym jak w pewnej małej rumuńskiej wiosce Bratca wyprawiono hucznego sylwestra z udziałem tańczących break dance’a bananów, w kilku zdaniach wspomniał też o zasadach działania krystalicznych przewodników kationów. W końcu jednak, Chlebak Wojciech przypomniał sobie to, o co faktycznie go poproszono i spełnił życzenie kolegi.

Ziemniak Marcel cofnął się w czasie, spotkał jedną ze starszych fok i powiedział jej, żeby się ludziom nie dały.
.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No właśnie, przecież to takie proste :)