Ciemna strona Jamochłona

.
Wiktorek Nowak miał siedem lat i duże zęby.
Oprócz tego, posiadał też spory jak na swój wiek kałdun i paskudny zwyczaj dłubania w zębie brudnym paluchem. Każdy paluch Jamochłona był bowiem brudny i gruby, jak spasiony robal, wijący się nieustannie przy uśmiechniętej szeroko buzi.

Poprzedzony trzaskiem odbijających się od ściany drzwi i donośnym sapaniem, Wiktorek „Jamochłon” Nowak wpadł do kuchni, a jego policzki malował szkarłat zmęczenia.

- Jeść – oznajmił sam do siebie, prując kuchnię rozbieganym wzrokiem.

- Czajnik Roman zerkał na intruza spode gwizdka, Solniczka Jadwiga, gdyby tylko mogła, zwinęłaby się w kłębek. Chlebak Wojciech drzemał.

- Jeść – powtórzył Jamochłon i wdrapał się na taboret, sięgając tłustą ręką w kierunku szafki ze słodyczami. Dobrze wiedział, że Nowakowa przechowuje w niej chipsy i płatki czekoladowe.

- Ten mały śmierdziel zaraz coś zmaluje – syknął Największy Słoik na Świecie w stronę Marcela.

- Pssst! – uciszył go Czajnik Roman.

Jamochłon odwrócił nalaną buzię i jął rozglądać się po kuchni, zaniepokojony odgłosami. Miał wzrok jak preriowy drapieżnik, wygłodzony miesiącami bez deszczu.

- Cio to? – zapytał, a fałd pod brodą zakołysał się upiornie.

Wtedy stała się rzecz straszna.
Bardzo straszna.

Otóż w chwili, kiedy zamieszanie w kuchni nabierało rozpędu, Ziemniak Marcel wykulał się zza szafki i spojrzał w górę, na czekoladożercze monstrum wznoszące się nad taboretem. Jamochłon strzelił ślepiami prosto na dół, zoczył Marcela i chyc! – skoczył na lśniącą terakotę, by porwać naszego drogiego bohatera w napuchnięte łapska.

- Mam cię! – zakomunikował rezolutnie olbrzymi malec.

- Ma go! – wrzasnęła Solniczka Jadwiga, która – gdyby dysponowała dłońmi – z pewnością zakryłaby sobie nimi w tej chwili usta, przestraszona.

Jamochłon uniósł Marcela do ust, te zaś rozwarły się, ukazując dwa rzędy przerażających zębów. Ziemniak Marcel wyrywał się, obracał wokół własnej osi niczym kula ziemska, szarpał i robił wielkie oczy. Na nic to się zdało. Zaciśnięte łapsko Wiktorka Nowaka zbliżało się do rozwartych ust.

- Rydwany Mroku nadjeżdżają, by ukarać cię, Wiktorze Nowaku!! – dudniącym głosem odezwał się ni stąd ni zowąd Chlebak Wojciech. – Puść go, a daruję ci choć część twych przewin!! Opuść kuchnię, bo inaczej me Bestie zeżrą z twej planety cały zapas czekolady!! Czy chcesz tego, Wiktorze Nowaku?!

Oczywiście, że nie chciał.

Puścił więc Ziemniaka Marcela i w panice rzucił się do ucieczki. Zatrzasnął za sobą kuchenne drzwi, a Największy Słoik na Świecie Dżon zachichotał głośno.

Ziemniak Marcel podskoczył raz i drugi, sprawdził sprawność ciała i uśmiechnął się do Solniczki Jadwigi, gdyż widział, że była niewąsko przerażona.

- No, Wojciech! Powiem ci, że pokazałeś klasę! Jako jedyny zachowałeś zimną krew! – Czajnik Roman wyraził swe uznanie dla kolegi.

- Proszę? – Chlebak Wojciech obudził się i był najwyraźniej zdumiony tym, co słyszy.

- I jaki skromny! – ucieszyła się Jadwiga.

- Proszę nie robić sobie żartów z poważnych chlebaków! – zagrzmiał Wojciech i z powrotem zasnął.

Po tym wydarzeniu, wielokrotnie wypytywano jeszcze Chlebaka Wojciecha o to, skąd przyszło mu do głowy, aby udawać tego strasznego potwora, ale Wojciech stanowczo upierał się, że przespał całą akcję i nie życzy sobie, aby robiono sobie z niego podobne jaja. Na któreś z pytań, zupełnie przypadkiem odpowiedział natomiast czternastozgłoskowcem, przy którym dzieła Mickiewicza okazały się tanią popeliną.
.

Brak komentarzy: