Doktor Kwapisz i nad wyraz dobre samopoczucie

.
Pewnego ranka Solniczka Jadwiga poczuła się nad wyraz dobrze. Ba! Poczuła się wręcz świetnie! Niecodziennie i wyśmienicie. Swoim spostrzeżeniem postanowiła podzielić się z pozostałymi mieszkańcami kuchni Nowaków.
Z godną pozazdroszczenia skrupulatnością zreferowała im swoje odczucia.

- Ale, tak konkretnie, to co ci jest? – zapytał Ziemniak Marcel, stając pośrodku podłogi. Nie możemy tu nic ukrywać. Nie ukrywajmy więc: Marcel czuł się zaniepokojony stanem Jadwigi. Mocno zaniepokojony.

- No nie wiem. Jakoś tak niesłychanie dobrze się czuję – Solniczka Jadwiga, gdyby tylko dysponowała organem wargowym, teraz bez cienia wątpliwości by ów organ nerwowo zagryzała.

- Na pewno? – chciał się upewnić Czajnik Roman, włączając się tym samym do rozmowy.

- Na pewno.

- Niewątpliwie? – zapytywał jeszcze Marcel.

- Niewątpliwie – zapewniała Solniczka Jadwiga.

- Więc nie ma innej rady.

Faktycznie, nie było innej rady.
Innej rady nie było.
Nie było innej.
Nie było.
Należało wezwać Doktora Kwapisza, lekarza od osób zdrowych.

Doktor Kwapisz zjawił się półtora minuty po tym, jak go wezwano. Być może nawet wcześniej, gdyż Doktor był osobą niezwykle sumienną.

- Co dolega? – rzucił już w drzwiach.

- Zdrowie. Nad wyraz dobry jego stan – wyjaśniono mu.

- Komu?

- Mnie – Solniczka Jadwiga wyglądała na przerażoną.

- Jak się pani czuje? – już Doktor Kwapisz stał obok Ziemniaka Marcela, już otwierał przepastną torbę, już grzebał w niej, poszukując odpowiednich narzędzi.

- Nad wyraz dobrze. Nadal.

- Spokojnie, spokojnie. Coś zaradzimy. Spokojnie.

Doktor złapał Solniczkę Jadwigę wpół i mocno ścisnął.

- A teraz?

- Nadal nad wyraz dobrze.

- Ano, widzi pani…

- Czy jest jakaś nadzieja? – zapytał Czajnik Roman.

- Nadzieję należy mieć zawsze – zabrzmiała odpowiedź lekarza.

Ogromnym stetoskopem badał Doktor Kwapisz całe ciało Solniczki, dotykał wskaźnikiem tu i ówdzie, macał i popukiwał.

- A teraz? Teraz? A czy tu? Czy tu również nad wyraz dobrze?

Wszystkie odpowiedzi były twierdzące. Dramat.

- Wie pan, trochę już jestem tym zestresowana – wyjawiła Jadwiga. – Czy wydobrzeję?

- Och, naturalnie. Wydaje mi się, że najpierw powinna pani odczuć stres.

- Och! No właśnie czuję go! Czuję stres!

- Więc już nie czuje pani się nad wyraz dobrze?

- Nie, już nie! Nie czuję się nad wyraz dobrze, teraz jakby zestresowana, niepewna, trochę przestraszona.

- Ano, widzi pani… - Doktor Kwapisz zabrał się do pakowania szaleńczo wyglądających narzędzi z powrotem do torby, pogwizdując pod nosem.

- Już wszystko dobrze – zapewnił Solniczkę Jadwigę, wychodząc.

I rzeczywiście, było już wszystko dobrze.
.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Pewnego razu doktor Kwapisz, ktory był bardzo dobrym matematykiem, siedział ze swoją żoną, również matematyczką, przy stole, pełnym świec, jadła i romantyzmu na miarę Słowackiego. Jedli pomału, najpierw sałatkę, potem oliwki, i tak po kolei: schab, rostbef, zupe majerankową, kaczkę w sosie anchovis, ciepłe marynaty, bazylię z kminkiem i majerankiem, masę owoców, gotowanych na parze warzyw, popijając winem z winogron ugniatanych przez młode dziewice z Lotaryngii, których młode i zadbane stopy z typowym dla tamtej strefy klimatycznej odgłosem "plask", robiły "plask". I nagle patrząc sobie głęboko w oczy, doktor Kwapisz, który był bardzo dobrym matematykiem, zapytał swoją żonę, również matematyczkę: "Czy myślisz o tym samym co ja?" A ona: "Tak......" Wtem podekscytowany doktor Kwapisz skwapliwie ciągnie temat: "To w takim razie ile Tobie wyszło?"

Jakub Małecki pisze...

Wtedy zaś, pani Kwapiszowa, odparła z pokraśniałym licem, starając się utrzymać drżące ręce we względnym spokoju:
- Wyszło mi pięć.
- A mi siedem.
I rzeczywiście, tak było. Doktor Kwapisz łysiał bowiem szybciej niż jego małżonka.

Anonimowy pisze...

Chcę Ci podziękować za "Błędy". Chociaż robiło mi się słabo gdy czytałam np. o odgryzanych ustach;) to jednak książka trafiła w moje ręce w odpowiednim czasie i dała mi nadzieję. Czyli coś, czego potrzebowałam teraz najbardziej. Dziękuję.

Katarzyna