Ziemniak Marcel i senne majaki – część I

.
Ziemniak Marcel miewał senne majaki.
Często.

Jednym z najciekawszych był majak, w którym występował Kot Markot. Sen z jego udziałem nawiedzał Marcela w każdy drugi czwartek miesiąca i wyglądało na to, że nic nie jest w stanie zaburzyć tej upiornej regularności.

Był ciepły marcowy wieczór, kalendarz uparcie wskazywał czwartek.
Marcel rozegrał z Chlebakiem Wojciechem bardzo interesującą grę na słowa, po czym ułożył się wygodnie za szafką, moszcząc sobie posłanie w górce kurzu.

Sen przyszedł dość nagle, można wręcz powiedzieć że wtargnął do głowy Marcela niczym tłum poznaniaków wdzierający się siłą do nowo otwartego supermarketu z przecenami.

We śnie pojawił się Kot Markot.
Miał cieniutkie łapki i grube brzuszysko, kołyszące się na boki jak krowie wymię podczas krowiego biegu. Łeb, futrzasty i ogromny, unosił dumnie, spoglądając na Marcela z góry. Szczerzył śnieżnobiałe kły.

- To znowu ty! – powitał go Ziemniak Marcel, używając raczej oschłego tonu.
- Tak – odparł Kot Markot z pełną powagą.
- Znowu nawiedzasz mój sen.
- Jasne. Jest przecież drugi czwartek miesiąca.
I w tym momencie w głowie Ziemniaka Marcela pojawił się chytry plan.
- Ależ skąd! Dziś środa, stąd moje zdziwienie!
- Środa? – Kot Markot wyglądał na skołowanego. Łeb jakby zmalał, łapki jeszcze schudły.
- Pewnie. Środa.
- O, w mordę. Starzy mnie zabiją. W środy śpiewam w chórze.
- No to leć, Markot, śmigaj.

I Kot Markot zniknął, odprowadzany salwami śmiechu przebiegłego Ziemniaka Marcela.
Należy bowiem wiedzieć, że Ziemniak Marcel bardzo nie lubił sennych majaków z udziałem Kota Markota.

Resztę snu zajmowały typowe dla Marcela rekwizyty – piękne kobiety, szybkie samochody i Henryka Bochniarz.
.

Brak komentarzy: